No i patrzcie, jedyna słodka tarta, w dodatku daleko po terminie. Ale nic to, bo w tarcie znajduje się mój ulubiony (albo przynajmniej ten z podium) typ alkoholu, czyli whisky. Whisky zasługuje w ogóle na osobny wpis, ale to jest insza inszość. Tu w przepisie podaję „whisky” jako typ, nie że musicie np. podlać tartę 25-letnim Glenmorangie. Z whisky generalnie jest tak…

Cholera, to naprawdę zasługuje na osobny wpis. No ale powiedzmy tylko oględnie. Jak w przepisie znajduje się „dodaj whisky” to to nie jest „Ooooh! Co za burżuj!”. Gdy pójdziecie do sklepu tzw. monopolowego i spojrzycie na półki, okaże się, że whisky cenowo jest w tym samym przedziale co rum, co lepsze likiery, winiaki i inne alkohole. Wokół whisky (wiecie… „szkockiej”) narósł nimb luksusu i totalnie wypasionego trunku, który popijamy w tumblerze, brzęcząc w tymże lodem, i mówiąc do swego biznesowego partnera „a teraz puścimy tam śmiercionośny wirus, mwahahahaha”.

Otóz prawda jest jak w radiu Erewań. Tenże nimb wziął się z popkultury (i m.in. polskich dżony łejkerów z kranu), whisky nie powinno pijać się w tumblerach, a tzw. glencairn glass, brzęczenie lodem zabije nam smak porządnego malta, a puszczenie w miasto śmiercionośnego wirusa to na razie niestety tylko rzecz na karty technothrillerów (a czasem szkoda…).

To naprawdę zasługuje na etc. etc.

W każdym razie – do przepisu na tartę wykorzystajcie nawet i najpośledniejszego blenda (no ale bez przesady, że np. „Queen Margot”). Jeśli nie – to zawsze można posiłkować się rumem, choć ja wolę whisky od rumu. Ok, do rzeczy (napiszę ten wpis o whisky, a co!)

Czego nam trzeba?

podstawowego przepisu na tartę, ale tym razem jednak damy krupczatkę i ok. 3/4 szklanki cukru do ciasta

kremu, który podałem przy okazji muffinków diabolicznych (można dać więcej cukru waniliowego)

rodzynek

whisky (tak jak mówię – zwykły blendzior typu np. Ballantine’s styknie)

I jedziemy:

Przygotowujemy ciasto. Wsadzamy do lodówki na minimum godzinę. Sparzamy rodzynki. Zalewamy rodzynki whisky. Wstawiamy do lodówki na parę godzin, niech mokną. Gotujemy krem. Studzimy krem. Wsadzamy krem do lodówki na parę godzin, żeby mocno stężał. Pieczemy ciasto. Odsączamy rodzynki z whisky (NA BOGÓW, TYLKO NIE NAD ZLEWEM! NAD PYSZCZKIEM! 😀 ). Mieszamy rodzynki z kremem. Smarujemy tartę. Wkładamy do lodówki i wyżeramy po kawałku. 😉