Tak, wiem. Pół roku mnie tu nie było. Cóż, warto zatem szybko streścić, co u mnie, zanim przejdziemy do przepisu. Po pierwsze, obroniłem się – jestę magistrę, moja praca dotyczyła polskiego przepisu kulinarnego w XVI wieku. Być może będzie wydrukowana. Poza tym dalej choruję na depresję i totalnie odechciało mi się gotować, zawędrowałem w mroczne rejony zamawiania żarcia i ogólnej degrengolady. Powoli jednak wracam do życia.

Dlatego też zaczynamy – julowe polędwiczki. Polędwiczki to jest mania moich rodziców – co do nich przyjadę, to stawiają mnie przy garach i chcą kolejny sos z polędwiczkami. Dziś czułem się wyjątkowo źle, więc postanowiłem sobie dogodzić porządnym żarciem, a przy okazji przetestować jakiś nowy pomysł na owe polędwiczki. Zupełnie naturalnie wyszło mi coś bardzo fajnego i w sumie w zimowym klimacie a la Yule/Jul, czyli germańsko-skandynawskiego święta, które było w tym samym czasie, co obecne Boże Narodzenie w kulturze chrześcijańskiej. Ja jednak jestem starowierca, więc Yule. No, to do dzieła.

Czego nam trzeba?

  • polędwiczka wieprzowa – ok. 400 g pewnie
  • mąka pszenna
  • sól
  • pieprz
  • piwo typu stout
  • śliwki suszone
  • migdały parzone
  • orzechy włoskie
  • dwie cebule
  • miód
  • olej
  • masło
  • tymianek

I jedziemy:

1. Polędwiczkę myjemy i kroimy w plastry ok. 2 cm grubości.

2. Śliwki, orzechy i migdały zalewamy piwem i odstawiamy na co najmniej kwadrans.

3. Na patelni rozgrzewamy olej z masłem.

4. Obtaczamy polędwiczki w mące wymieszanej z solą i pieprzem, a następnie wrzucamy na patelnię.

5. Smażymy ok. 3-4 minuty, potem odwracamy, jeszcze dwie minuty i gasimy.

6. W naczyniu żaroodpornym albo jakiejś głębokiej tacce kładziemy dwie pokrojone w piórka cebule.

7. Na to kładziemy mięso i wylewamy resztki masła.

8. Na to wylewamy zalewę z orzechami i śliwkami.

9. Do reszty piwa (bo pewnie nam zostało, jak nie – to do zalewy zanim wylejemy ;)) dodajemy łychę albo dwie miodu, dwie szczypty tymianku, dolewamy do reszty.

10. Wsadzamy do piekarnika nagrzanego do 220 stopni na ok. jeden odcinek „Różowych lat 70.” (20-22 minuty ;)). Jak macie przykrywkę, to przykryjcie, jak nie, to przykryjcie np. folią aluminiową.

11. Po odcinku zdejmujemy przykrywkę/folię i pieczemy dalsze 20 minut, żeby się zredukował płyn, a mięsko ładnie podrumieniło. Czasem mieszamy lub polewamy cały interes.

12. Podajemy z puree (ziemniaki ubite z masełkiem i mlekiem plus czarny pieprz), jest nam nieco lepiej i lżej na duszy.