To będzie króciutki wpis, bo tak naprawdę chodzi mi o to, by nie pisać za każdym razem przy kolejnych kanapkach, jak robić sos tysiąca wysp. Oczywiście, tak, możecie go kupić w sklepie, ale zawsze fajniej zrobić to samemu. Zwłaszcza, że sos ten to nie coca-cola, że nie ogarniecie składników czy coś. 😉 To też baza do kolejnej kanapki, która pojawi się w następnym wpisie (obiecuję, niedługo koniec…), czyli Reuben.

Sos tysiąca wysp ma oczywiście kilka mutacji, więc ja proponuję taką wersję „na bogato”, która – jak wam trochę zostanie po zrobieniu czegoś tam – może posłużyć jako dip do krewetek, czy po prostu coś, co się walnie na kromkę i szybciej dostanie miażdżycy. :3

Czego nam trzeba?

  • kilka łyżek majonezu
  • mniej łyżek 😉 keczupu
  • korniszonków albo ogóra kiszonego (lepiej korniszonków, wiecie, takich malutkich ze słoika)
  • ząbku czosnku z tych korniszonków (to już wiadomo o co chodzi ;))
  • odrobiny papryki (u mnie wciąż miłość do tych podłużnych a la Ramiro)
  • połówki cebuli
  • hot sauce, czyli sosu na habanero (wiecie, te sosy z półki obok tabasco)
  • sosu Worcestershire
  • soli morskiej
  • pieprzu czarnego

I jedziemy:

No, potwornie trudny ten przepis. Wrzucamy do miseczki majonez, a następnie dodajemy keczup. Ale po troszku, tak, by wymierzyć moment, kiedy sos będzie miał względnie jasnopomarańczowy kolor (czyli mniej więcej proporcje 3:1 majonez-keczup). Następnie siekamy drobno 3-4 korniszonki, ząbek czosnku, kawałek papryki, cebulę i dorzucamy. Skrapiamy ostrym sosem papryczkowym, sosem Worcestershire, miąchamy, lekko solimy i pieprzymy do smaku (to w zależności od użytego majonezu). Wstawiamy do lodówy, żeby się przegryzło i zajmujemy się robieniem kanapek. C’est tout!