Udaję, że nic się nie stało, że nie było kwartalnej przerwy w prowadzeniu bloga, że nie miałem pewnych sporych problemów życiowych, że z magisterką wszystko A-OK, i w ogóle całe życie jest usłane różami i fantastyczne jak pierdnięcie motylka na fiołkowym klombiku. Dlatego też dzisiaj zaproponuję wam makaron soba z tajskim sosem orzechowym i takimże kurczakiem w megachrupiącej panierce. Chodził za mną ten kurczak już od jakiegoś czasu, bo w okolicznej knajpie na Saskiej Kępie kiedyś takiego jadłem i zastanawiałem się, jak oni zrobili tę panierę.

Jedna tylko rzecz – do pokrojenia kurczaka będziecie potrzebowali naprawdę ostrego noża. Tak serio serio ostrego i z dużym ostrzem, jak te chińskie tasaki. Ja kroiłem zwykłym i efekty widać na tym moim wątpliwej jakości zdjęciu poglądowym. 😉

Czego nam trzeba?

  • makaron soba – dwie wiązki
  • pierś z kurczaka  – 500 g
  • sos sojowy
  • sos rybny
  • woda
  • mąka pszenna
  • proszek do pieczenia
  • pieprz czarny

na sos orzechowy:

  • masło orzechowe – 2 łyżki
  • sos sojowy – 2 łyżki
  • sok z limonki
  • sambal (chili garlic sauce, czyli taki ostry, przyprawowy sosik w słoiczku)
  • imbir
  • 3 ząbki czosnku
  • surowy olej sezamowy
  • woda lub mleczko kokosowe

I jedziemy:

  1. Zróbmy sos, niech się przegryzie. Do miski wrzucamy masło orzechowe, wlewamy dwie łyżki sosu sojowego, wyciskamy limonkę, dorzucamy łyżeczkę sambal, posiekany kawałeczek imbiru i posiekane ząbki czosnku. Dodajemy jedno lunięcie oleju sezamowego, a potem dokładnie mieszamy. Będzie pewnie strasznie gęste, więc rozcieńczamy nieco. Ja użyłem wody, ale jeśli ktoś by chciał prawilnie, to można też mleczkiem kokosowym, jak akurat macie w domu. Dodawajcie po troszku, bo nie chcemy, żeby było wodniste, sos ma mieć konsystencję gęstej brei. Nie wygląda za ładnie, ale smakuje doskonale. Można ew. dodać nieco świeżej kolendry.
  2. Sobę gotujemy, odcedzamy, a potem łapką dzielnie płuczemy pod strumieniem zimnej wody. Odstawiamy.
  3. Kurczaka oczyszczamy, ale bez przekonania. Podlewamy go sosem sojowym i rybnym, dokładnie łapką miąchamy, żeby się rozprowadził sos, odstawiamy na kwadrans. Potem dolewamy doń nieco wody, posypujemy pieprzem, a następnie dodajemy trochę mąki i pół łyżeczki proszku do pieczenia. Miąchamy to błocko wokół kurczaka i dosypujemy mąki tak, by nasza panierka była kleista, ale nadal lekko płynna. Powinna być to taka brejowata breja jak na pakorę. 😉 Gdy już wymiąchamy, odstawiamy.
  4. Na woku rozgrzewamy olej. Gdy będzie bardzo gorący, wrzucamy kurczaka do głębokiego oleju, smażymy z każdej strony na złoty kolor. W tym czasie część sosu orzechowego mieszamy z sobą (makaronem, nie nami 😛 ), możemy – ja akurat zapomniałem – dodać nieco ziaren czarnego i białego sezamu i posiekany szczypior z dymki.
  5. Kładziemy na talerz, obok dajemy odsączonego z tłuszczu kurczaka, którego kroimy w plastry. Podajemy obok kapkę sosu orzechowego. Niebo w gębie.