Bardzo kameralnie dzisiaj, bo zupa. Z zupami mamy często ten problem, że kojarzą się z wciskaniem ich w dzieciństwie, bo gorące, bo syci, bo pierwsze danie. Tak, dwa ostatnie argumenty wzajemnie się wykluczają, ale to nie przeszkadzało rodzinom bić nas po twarzy przy akompaniamencie wycia „jedz i rośnij”. Problem jednak prawdziwy jest dopiero w tym, że gdy dorastamy, sami zaczynamy gotować i tak dalej, po np. deszczowym dniu, po mega ujowym;) egzaminie, po kiepskiej formie w pracy – cokolwiek!, talerz gorącej, aromatycznej zupy to po prostu pieprzone remedium na wszystkie smutki.

Ja z zupami mam tak, że im bliżej jesieni i zimy, tym częściej je robię. Generalnie zupy to najtańsze dania, jakie możemy robić (poza np. plackami z mąki i wody ;)), które jednak są bardzo pożywne. No i sorka, listopadowy wieczór, wracacie przemoknięci jak cholera…

Albo nie. Początki grudnia, pierwsze czasem śniegi, które za chwile są błotem, ślizganie, pierwsze orły. Wkurwieni na maksa wracacie, nie ma jeszcze nowego odcinka „Doctor Who” i w ogóle syf, kiła, mogiła, a tu od progu już wiecie, że zaraz będzie talerz gorącej zupy.

Dziś – brokułowej, z  czosnkowym szlifem. Bo życie bez czosnku to nie życie, a po drugie – w te nieprzyjemne dni czosnek jest także funkcjonalny, w końcu działa (wraz z cebulą) jak naturalny antybiotyk. 😉

Czego nam trzeba?

brokuły – ok. 400 g (z mrożonki wziąłem)

cebula – 1 szt.

czosnek – 5-6 ząbków

śmietana 18% – 2-3 łyżki

bulion drobiowy albo na warzywach – ok. 1,5 l (jak wiadomo – z kostki, ale kiedyś wam dam przepis na true bulion ;))

oliwa i masło do smażenia

trochę chleba na grzanki

trochę sera (ostrzejszego) na finisz

majeranek

pieprz czarny

sól

I jedziemy:

W garze rozgrzewamy oliwę z odrobiną masła, wrzucamy na nią pokrojoną w kostkę cebulę. Nie musicie robić „na nerda” – zupę i tak zmiksujemy. Lekko solimy i pieprzymy. Gdy cebula się zeszkli, wrzucamy brokuły, smażymy, dopóki nie zrobią się miękkie i jasnozielone. Dorzucamy posiekany czosnek, smażymy chwilkę, by puścił soki, i zaraz zalewamy ok. 1,5 litra wody. Doprowadzamy do wrzenia, wrzucamy kostki czy tam inne bulionetki, whateva, gotujemy chwilę, albo dwie chwile jeśli brokuły jeszcze totalnie nie zmiękły, doprawiamy jeszcze pieprzem i majerankiem, po czym… Wyłączamy. Niech lekko przestygnie. Wtedy blenderem miksujemy całość na krem. Wstawiamy na gaz, znowu podgrzewamy, zaciągamy śmietaną, gotujemy chwilkę i zestawiamy.

W międzyczasie na suchej patelni albo w piekarniku z chleba/buły pokrojonych w kostkę robimy grzanki. Podajemy zupę, wrzucamy grzanki, ścieramy nieco sera i – fak jea, pyszne, ciepłe i z tym cudownym czosnkowym szlifem, który sprawia, że życie nie jest takie okrutne.