Ta potrawa to tak naprawdę pewien twist. Występuje bowiem w wielu miejscach na świecie – od Izraela (szakszuka) po Włochy (uova in purgatorio) i w zasadzie składa się z bardzo podobnych rzeczy: sosu pomidorowego i ugotowanych/uduszonych w nim jajek. To fenomenalne danie na potwornego kaca (wierzcie mi… na słowo, ale wierzcie…), cudowny comfort food i naprawdę treściwy posiłek, w którym w zasadzie nie ma słabych stron. No, może tylko to, że trochę się go robi. Ale jeśli jesteście singlem, który zrobi go sobie na kaca, jesteście prawdziwymi fajterami.

Do tego konkretnego huevos en el purgatorio potrzebujemy owej potrawy, dobrego chlebka, dzbanka sangrii oraz absolutnie genialnego koncertu Barcelona Gipsy Klezmer Orchestra, który znajdziecie w linku na końcu przepisu. I życie stanie się na moment lżejsze.

Do dzieła!

Czego nam trzeba?

kawałka chorizo

cebuli

puszki krojonych pomidorów

tymianku

rozmarynu

wędzonej papryki (jak macie słodką, wędzoną pimiento w proszku to super…)

octu winnego z czerwonego wina

soli morskiej

dwóch jajek

oliwy z oliwek

I jedziemy:

Rozgrzewamy na patelni oliwę. Cebulę kroimy w piórka, wrzucamy na patelnię, odrobinę solimy, lekko karmelizujemy. W tym czasie obieramy chorizo z jelitka. Jest to zadanie jak z Benedykta Chmielowskiego: zadanie trudne, ale starać się trzeba. Wnętrze chorizo albo rozwalamy łapkami albo kroimy w kostkę (zależy czy bardzo się klei), wrzucamy na cebulę i smażymy kilka minut tak, by zaczęło się wytapiać, ale nie robić gumowe. Zestawiamy na moment, wrzucamy w to czubatą łyżeczkę wędzonej papryki, mieszamy i natychmiast zalewamy pomidorami. Dodajemy nieco tymianku, rozmarynu i pieprzu (ale nie za dużo).

Dusimy pod przykryciem przez jakiś czas, potem zdejmujemy przykrywkę i redukujemy do bardzo dużej gęstości. Gdy już będzie gotowe, robimy dwa wgłębienia, wbijamy tam jajka, przykrywamy całość i zmniejszamy ogień – tak żeby lekko tylko pyrkało. Jajka powinny być takie, że zetnie się białko, a żółtko pozostanie względnie płynne.

Podajemy prosto z patelni, do tego jakiś ciemnawy chlebek (ale nie tru ciemny), sagan  sangrii oraz koncert BGKO. Smacznego!