Mój kochany mąż chyba oszalał. Zaczął produkować nalewki. Rozumiem oczywiście gdyby to robił w ilości sztuk jeden, dwa czy nawet trzy. Ale on je produkuje tyle, że chyba do końca życia nam wystarczy. Wciąż szuka nowych przepisów i eksperymentuje. Mam nadzieję, że się to da wypić. Na razie pozwolił mi skosztować nalewki kawowej. Przyznaję wyszła rewelacyjnie. Nie była słodka a to najważniejsze. Miała lekko gorzkawy smak, taki jak lubię najbardziej. Dzisiaj na tapecie jest cytrynówka. Obiera te cytryny, kroi, coś wyciska i miesza. Nie dopuszcza mnie do kuchni więc szczegółów nie znam. Plusem zakazu wstępu do kuchni jest niewątpliwie to, że nie muszę gotować. On chyba żyje samymi oparami, ale o dziwo trzyma się prosto. Może i mówi prawdę, że nie można mieszać pracy z przyjemnościami.Uroczysta degustacja nalewek ma się odbyć za dwa miesiące na moich imieninach. Już jestem przerażona jak ta impreza ma wyglądać. Znajomi zostali już powiadomieni. Zamiast przynosić coś na imprezę, donoszą mu teraz konieczne składniki. Przynajmniej nie zbankrutujemy.